poniedziałek, 5 września 2011

63

Ok, to teraz żyjemy szkołą. Minęły dopiero dwa dni robocze, a ja już mam dosyć. Ale spokojnie, przyzwyczaję się. Jak to właśnie mama powiedziała do słuchawki telefonu, POWRÓT DO RZECZYWISTOŚCI. Z łezką w oku wspominam jeszcze całkiem niedawne czasy, gdy nawet w najgorszych koszmarach nie musiałam wstawać przed siódmą, ale wszystko co dobre kiedyś się kończy... Przez całe dotychczasowe życie miałam blisko do szkoły, więc czas na zmiany. Do tego wszystkiego MPK zrobiło mi niefajnego psikusa, ale dobra, mniejsza z tym. Jak na razie mogę chodzić pieszo, póki ciepło. A w szkole jak to w szkole. Codziennie biologia, co trochę mnie przeraża, bo wystarczała mi jedna w gimnazjum, ale nie narzekam, sama taką drogę wybrałam. Test z angielskiego dobrze mi poszedł, przesłuchanie do chóru nie było aż tak tragiczne jak myślałam, a nasze zmęczone już po całym dniu mózgi na religii wyraźnie odmawiały współpracy, co w efekcie było dość zabawne. Artur, śpiewamy! Tak więc jak na razie nie mam powodów do niezadowolenia. I po pewnej przerwie kolejna samojebka z mojego ulubionego typu, czyli praktycznie bez twarzy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz