piątek, 28 stycznia 2011

26

Czekałam na te ferie już chyba od września. Czemu zwykle jest tak, że im dłużej na coś czekam, tym bardziej mi się tego nie chce, kiedy nadchodzi..? Nie rozumiem tego, ale to już nie pierwszy raz. Przyzwyczajam się. W sumie w tym przypadku chyba nawet wiem czemu :P Ostatnio zdecydowanie nadużywam wyrażenia 'w sumie'. Muszę się jakoś ograniczyć. Tymczasem, bez zbędnych wywodów, żegnam Was na najbliższy tydzień. Życzcie mi jedynie nie połamania się na snowboardzie, o ile w ogóle odważę się spróbować i żebym poczuła się mile zaskoczona atmosferą ferii, a nie odliczaniem do wyjazdu.
Zasłuchuję się White Lies.
Dobranoc :x

piątek, 21 stycznia 2011

25

*post usunięty, z powodów bliżej nikomu nieznanych*

sobota, 15 stycznia 2011

24

Dziękuję Ci siostro, że wręcz jak w odpowiedzi na moje posty, przywiozłaś wszystkie płyty do domu ♥♥♥

piątek, 14 stycznia 2011

23

Ok. To w pewnym sensie zaczynam nowe życie. Już bez aparatu, ale za to z pasją. O ile wszystko się dobrze rozwinie i powiedzie :)

poniedziałek, 10 stycznia 2011

22

W gruncie rzeczy, to całkiem miło przemycić laptopa na górę pod pretekstem muzyki i udawać, że robi się lekcje, kiedy tak naprawdę nie robi się nic sensownego. Muszę jakoś dobrze rozplanować ten tydzień, bo przez wyczekiwany, czwartkowy wieczór, raczej ciężko będzie ogarnąć piątkowy sprawdzian z jakże kochanej geografii. Mam tylko nadzieję, że tak jak ostatnio, dość szybko i łatwo mi to wejdzie do głowy. Nie wiem, po co to piszę. Muszę też udoskonalić poprzednie zdjęcie. Może się uda. I muszę znaleźć te długie rękawiczki mamy, bo to też mogłoby mi pomóc w osiągnięciu oczekiwanego efektu. Chyba jednak ruszę się i pouczę trochę wosu, bo jak do tej pory, średnio to wychodziło. Ale ogólnie miło, że po raz kolejny ominęła nas ta klasówka.
Dziś nie zamęczam żadnym zdjęciem. Nie mam...

sobota, 8 stycznia 2011

21

Jakoś ostatnio naszło mnie na pisanie tutaj. Sama nie wiem dlaczego. Zachowuję się jak kobieta w ciąży. Z wczorajszego totalnego przygnębienia i braku chęci do życia, przeszłam do dzisiejszego pragnienia przetańczenia całego dnia, do upadłego. W takim razie ciekawe, co będzie jutro, ale mam nadzieję, że coś pośredniego, bo raczej trochę nauki mnie czeka, a w żadnym z powyższych nastrojów to raczej nie wchodzi. Nieistotne. Dość ważne jest w sumie to, że znalazłam statyw i jedną, praktycznie najważniejszą część, której ktoś nie mógł schować razem z resztą, bo przecież po co...? I to jest w sumie największym osiągnięciem dzisiejszego dnia. Ogólnie rzecz ujmując, jest to chyba najnudniejszy weekend, jaki mogłam sobie wyobrazić. W sumie, gdyby nie moje nieopisane lenistwo, zrobiłabym coś pożytecznego, ale ono jest niestety silniejsze ode mnie, albo ja po prostu nie mam siły z nim walczyć.
Na marginesie, pragnę bardzo gorąco pozdrowić któregoś sąsiada, który całymi dniami wierci ścianę.

piątek, 7 stycznia 2011

20

Nienawidzę widzieć, jak cholernie marnuję kolejne godziny życia. Nienawidzę udawać, że wszystko jest ok tylko dlatego, że sama nie potrafię wyjaśnić, dlaczego właśnie nie jest. Nienawidzę takich dni, jak ten i chcę, żeby jak najszybciej się skończył >.<
I wcale nie mam ochoty, życzyć wam dobrej nocy.

I czemu, do cholery, siostra musiała zabrać wszystkie swoje płyty?! : /

czwartek, 6 stycznia 2011

19

Cieszę się, że potrafisz cieszyć się tym, że ja się cieszę.